Miasto KrakówTransport zbiorowy

Debata o przyszłości krakowskiego transportu. W Walentynki.

Kraków zorganizował debatę o przyszłości krakowskiego transportu. Jak Miasto informuje na oficjalnej stronie >>Uczestnicy spotkania będą starali się odpowiedzieć na pytanie: „Jak Miasto Kraków i mieszkańcy mogą wpływać na dalszy rozwój działań na rzecz zrównoważonego transportu?”. […] W dyskusji mieszkańców będą wspierać eksperci Politechniki Krakowskiej<<. Sęk w tym, że ustalili sobie to na… walentynki.

Planowana debata jest wydarzeniem towarzyszącym Krakowskiemu Panelowi Transportowemu, w ramach którego już w marcu 2023 r., wylosowani mieszkańcy Krakowa będą podejmować kluczowe dla mieszkańców decyzje w obszarze zrównoważonego transportu. W ramach rozmów zaplanowano poruszenie następujących kwestii:

  • W jaki sposób możemy optymalizować przemieszczanie się po mieście?
  • W jaki sposób powinno zapewniać się miejsca parkingowe w mieście?
  • W jaki sposób możemy zmniejszyć emisję z transportu i zarządzać ruchem pojazdów na terenie Krakowa po domknięciu obwodnicy autostradowej?

Przed wyborami darmowe przejazdy – po wyborach brak pieniędzy

W Krakowie mamy problem z polityką transportowa.  Brakuje pieniędzy na komunikacje miejską. Niektórzy obserwatorzy przypominają, że problemy finansowe krakowskiej komunikacji zaczęły się przed wyborami w 2018r. Wtedy to prezydent Jacek Majchrowski wystąpił z wnioskiem o zwolnienie pasażerów komunikacji miejskiej z opłat za przejazdy tymczasowymi, zastępczymi liniami 704, 713 oraz 74, które funkcjonowały podczas remontu ulic Królewskiej, Podchorążych i Królewskiej. Rada Miasta Krakowa przychyliła się do propozycji prezydenta. Potem okazało się, że mniej więcej tyle ile to kosztowało – zabrakło w kasie miasta na dopięcie wydatków na krakowskie tramwaje i autobusy.

Kryzys w MPK i nieudany eksperyment miasta

Nie dawno miał też miejsce kryzys personalny w MPK – kierowcy autobusów masowo zwalniali się z pracy ponieważ byli „źle traktowani”. W między czasie podnosi się lub próbuje się podnosić ceny biletów. Nie buduje się parkingów P&R albo robi się to w ślimaczym tempie. Spółka która została do tego powołana w kwietniu 2014r. – jak informował „Dziennik Polski” – w ciągu pięciu lat działania zbudowała raptem trzy parkingi P&R (Kurdwanów, Bieżanów i Mały Płaszów). Tymczasem jej pracownicy mogli liczyć na sowite wynagrodzenia. Jak informowała ta gazeta „tylko w 2020 roku na pensje zatrudnionych w MI (wraz z odprawami) spółka przeznaczyła ponad 2,7 mln złotych”.  Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w pewnym momencie wyszło na jaw, że ktoś kradnie pieniądze z parkomatów. Śledztwo w tej sprawie wszczęte przez krakowska prokuraturę, zostało jednak umorzone z powodu niewykrycia sprawcy przestępstwa. Szacowana kwota to ok. 40 tys. zł.

Jedyna recepta: zwężenia i progi

Zwęża się też ulice uzasadniając to bezpieczeństwem pieszych, co z kolei generuje korki i niebezpieczne sytuacja na drodze. Zwiększa też smog i zużycie paliwa. Raporty – choćby z systemu SEWIK (system ewidencji wypadków i kierowców) – tego nie potwierdzają. A przynajmniej nie we wszystkich miejscach, w których wprowadzono tak „drastyczne” metody. Kolejna sprawa to montowanie progów zwalniających gdzie popadnie. W tym samym czasie w Europie powoli się od tego odchodzi. „W osiedlu 2 Pułku Lotniczego wymieniono progi zwalniające z niszczących felgi i zawieszenie na niszczące jedynie zawieszenie” – pisze na FB Marek Ziemiański członek RD Czyżyny. „Czy lepszym rozwiązaniem nie jest nie remontować dróg i nie montować progów.? Są miejsca gdzie progów nie da się uniknąć, ale ich montaż gdzie popadnie to też jest złe rozwiązanie. Państwa UE odchodzą od progów zwalniających. Progi są budowane tylko w bezpośrednim sąsiedztwie szkół i szpitali. Na dodatek są doskonale oznakowane i widoczne z daleka. Łatwo przed nimi płynnie zwolnić. Badania nie pozostawiają wątpliwości: progi niszczą zawieszenie i stabilność samonośnego nadwozia samochodu. Problemem jest też hałas i emisja szkodliwych pyłów. Zwalniające przed progiem samochody ścierają klocki hamulcowe i opony, co odpowiada za powstawanie kilkudziesięciu procent pyłów” – wylicza. Zwalniające i przyspieszające samochody generują też więcej spalin.   Głośna była sprawa ulicy Andersa, na której miejscy urzędnicy zmienili organizacje ruchu. Tutaj policja zwróciła im wtedy uwagę, aby nie zapominali, że to droga krajowa 79. Drugim przykładem jest ulica Mikołajczyka na której wykonano zwężenia i esowanie toru jazdy uzasadniając, że były wypadki śmiertelne na przejściach. Po sprawdzeniu w systemie SEWIK i zasięgnięciu opinii okolicznych mieszkańców okazało się że zdarzenie było jedno i to poza przejściem. Zmiany spowodowały zwiększenie korków i ich „przeniesienie” z Mistrzejowic przez Bieńczyce do Nowej Huty. W korkach stoją też autobusy MPK, jednak wysoko postawiony urzędnik odpowiedzialny za transport publiczny stwierdził wówczas  – w odpowiedzi na moje pytania – że „na kamerach ich (autobusów) nie widać”.

„Ustalić czas i miejsce spotkania tak, by poczuli się zaproszeni”

O to czy organizowanie tego typu wydarzenia w takim terminie jest dobrym posunięciem miasta zapytałem Piotra Skrzypczaka ze Stowarzyszenia „Homo Faber”. Mój rozmówca jest doświadczonym ekspertem w organizowaniu konsultacji społecznych (m.in. prowadzi szkolenia w tym zakresie). „Konsultacje społeczne powinno się robić po coś. Jeśli chcemy rzeczywiście usłyszeć głos ludzi – bo im ufamy – wiemy, że pracujemy dla nich, to ustalimy czas i miejsce spotkania tak, by poczuli się zaproszeni, by było DLA NICH wygodnie. A jeśli chcemy tylko „odhaczyć” spotkanie, to możemy… konsultacje pominąć. Albo zrobić je w walentynki. Wtedy mamy pewność, ze nikt nie przyjdzie. I po kłopocie. Mieszkańcy nie będą władzy już przeszkadzać.” /*

Dziwny „proceder”

Kolejna sprawa która jest ciekawa w aspekcie krakowskiego transportu to zatrudnianie radnych miejskich – w miejskich spółkach. „W Krakowie od lat trwa dziwny „proceder”, który polega na zatrudnianiu radnych miejskich w spółkach i jednostkach podległych gminie Kraków. Wydaje się to, delikatnie mówiąc, nie fair, bo rada miasta ma za zadanie m.in. kontrolować działania prezydenta, a praca na etacie, gdzie szefem jest prezydent, może skutecznie to utrudniać. Bo kto będzie patrzył na ręce, które go karmią, dają etat oraz paczki na święta?” – pisze Grzegorz Krzywak na portalu Krowoderska.pl. Jak informuje wspomniany już Dziennik Polski >>Swego czasu na spore zarobki za pracę w MI mógł liczyć Adam Migdał, radny prezydenckiego klubu „Przyjazny Kraków”. Tylko w 2020 r. zarobił blisko 190 tys. zł. Teraz – jak poinformował portal Krowoderska.pl – radny „znalazł pracę w innym miejscu pod skrzydłami prezydenta Jacka Majchrowskiego”, a dokładnie w Kraktransrem, czyli spółce, należącej do MPK Kraków, która odpowiada za przetargi. Został zatrudniony na stanowisku koordynatora ds. inwestycji i zamówień<<.

Jak na to wszystko zareagują mieszkańcy grodu Kraka? Czy pokażą prezydentowi, radnym i urzędnikom „czerwoną kartkę”? Czas pokaże. Okazja do reakcji nadarzy się  już niedługo podczas nadchodzących wyborów samorządowych.

Sebastian Kolemba

* Stowarzyszenie „Homo Faber” współpracuje z Fundacja Batorego, a w ramach Akcji „Masz Głos” swoim działaniem obejmuje m.in. nasze województwo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.